Mecz rozegrano na stadionie lekkoatletycznym przy Al. Piłsudskiego. Bardzo wygodny obiekt w połączeniu z profesjonalną oprawą, sprawił, że widowisko stało na bardzo wysokim poziomie i na pewno pozwoliło to na zyskanie sympatyków, tego jeszcze niezbyt rozpoznawalnego w Polsce Sportu.
Mecz był niezwykle emocjonujący i pełen zwrotów akcji. Niestety Tytani już w drugiej kwarcie przegrywali 0:20 i później pozostała im tylko pogoń za przeciwnikiem. Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, ekipie z Lublina udało się doprowadzić do wyniku 14:20. W trzeciej kwarcie ambitnie walczący Tytani odrobili straty, a nawet zdołali wyjść na prowadzenie. Niestety kosztowało to ich ogrom sił, których zabrakło w ostatniej odsłonie meczu. Towers zaczęli punktować i zyskiwać przewagę nad gospodarzami. Finalnie wygrali 28:41.
– Towers byli przede wszystkim aż do bólu konsekwentni. Oni nie grali jakiegoś skomplikowanego futbolu. To było cztery czy pięć prostych zagrywek. Wielka szkoda, że przespaliśmy początek spotkania. To zresztą nasza cecha charakterystyczna w tym sezonie. Nie potrafimy sobie poradzić z tym problemem i nie wiem z czego on wynika. Kiedy odrobiliśmy straty i wyszliśmy na prowadzenie, to pojawił się w nas płomień nadziei na awans do finału. Przyszło jednak zmęczenie, dać o sobie dały tez kontuzje zawodników i Towers nas pokonali – tłumaczył po meczu Andrzej Jakubiec, który w sobotę prowadził Tytanów.
Tytani Lublin – Towers Opole 28:41 (0:12, 14:8, 14:6, 0:15)