Stanisław Zalewski to ikona lubelskiego sportu. Jedna z najważniejszych postaci polskiego boksu, wspaniały sportowiec, niezrównany masażysta i psycholog sportu na długo przed pojawieniem się tego zawodu. Poniżej przedstawiamy fragment biografii „Pana Stasia” powstałej jako praca dyplomowa Andrzeja Rejmana, sporządzonej w 1984 r. w Zakładzie Historii Kultury Fizycznej w Instytucie Nauk Humanistycznych Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Poniżej prezentujemy fragment dotyczący okresu “warszawskiego”, współpracy z Feliksem Stammem oraz powrotu do Lublina.
Warszawa – CWKS Legia
4 lipca 1946 r. w Warszawie rozpoczyna się przegląd polskiego boksu, prowadzony przez Feliksa Stamma. Wśród pięciu asystentów był też Stanisław Zalewski (obok niego Arski, Wolmiewski, Stępniak, Mizerski), który został masażystą budowanej przez Stamma reprezentacji. Przegląd – zgrupowanie z udziałem ok. 100 zawodników odbyło się w CJWF, który trenujący zawodnicy i trenerzy odgruzowywali.
Po mistrzostwach Wojska Polskiego zostaje służbowo przeniesiony do Warszawy i pracy trenerskiej w CWKS. Tutaj jest trenerem i masażystą. Skupia wokół siebie grupę dobry pięściarzy. Wśród nich są: Grzelak, Teddy, Pietrzykowski (dobry, przedwojenny bokser, jeniec obozu w Oświęcimiu). Stanisław Zalewski nie ustaje w poszukiwaniach dobrych bokserów w szeregach wojska. Jego wspaniałym odkryciem jest Antoni Gościński, późniejszy czterokrotny mistrz Polski.
Pierwsze walki toczone były na kortach gdzie postawiono ring. Oto niektóre wyniki meczów kierowanej przez Zalewskiego drużyny legii: Legia – Brda 10:6, Legia – SKS 8:8, Legia – Katowice 10:6.
Praca w CWKS-ie w latach 1946 – 1950 to także działalność na polu popularyzacji boksu. Organizuje w okresie 1.1 – 30.11 1947 r. kurs przygotowawczy do “pierwszego kroku bokserskiego” i kurs bokserski dla młodzieży wiejskiej, czy też spotkanie asów polskiego boksu w Lublinie.
Podczas Mistrzostw Polski w 1949 r. był sekundantem Legii Pomorza i Lublina. Żywy i energiczny, pełen pogody ducha i umiłowania dla boksu, pan porucznik Zalewski potrafił zachęcić i nauczyć dobrego rzemiosła, toteż garną się do niego wszyscy, co sprzyja rozwojowi boksu w CWKS Legia. W tym też okresie zacieśnia się współpraca z Feliksem Stammem i reprezentacją. W 1948 r.. bierze udział w przygotowaniach ekipy olimpijskiej podczas zgrupowania w ośrodku AWF w Warszawie. Jest masażystą kadry i asystentem pana Stamma.
Lublin
Na początku roku 1951 zostaje zdemobilizowany w stopniu podporucznika. Wraca do swego ukochanego miasta Lublina. Obejmuje tutaj stanowisko trenera dobrego zespołu OWKS Lublin. Od tego też czasu zaczyna dzielić swój czas i obowiązki pomiędzy potrzeby swego miasta i regionu, oraz reprezentacji.
W tym miejscu pozwolę sobie na zakłócenie chorologii i omówię najpierw pracę pana Stasia dla lubelskiego boksu, a w następnej kolejności jego współpracę z Feliksem Stammem i reprezentacją kraju.
W roku 1953 zostaje wybrany na stanowisko koordynatora, trenera federacji “Stal”. Organizuje w tym czasie sekcje bokserskie w Świdniku, Kraśniku, Poniatowej i Motorze Lublin. 1 września 1953 r. zostaje trenerem sekcji bokserskiej RKS Motor w którym mimo przejścia na emeryturę pracuje do dnia dzisiejszego: “w pierwszych latach po powrocie do Lublina nasza działalność w boksie miała przede wszystkim za zadanie rozpropagowanie tej dyscypliny sportu. Dużo organizowaliśmy pokazówek, meczów sparingowych w Lublinie, Chełmie, Kraśniku. Do boksu trafiała często młodzież trudna, u nas w klubie miała okazję wyładowania nadmiaru energii życiowej w szlachetnej, sportowej rywalizacji. Starałem się też uczyć ich nie tylko boksu, ale i wychować. Jeden z moich wychowanków, Adam Kowalczyk, jest na przykład inżynierem, Tadeusz Goluch trenerem bokserskich – to cieszy”.
Od 1951 r. powierzono Stanisławowi Zalewskiemu funkcję kapitana związkowego OZB w Lublinie, którą piastował do momentu przejścia na emeryturę w 1980 r. Dyplom trenera zdobył na kursie trenerskim w 1953 r. W latach 1954 – 55 kształtuje się pierwsza i druga liga bokserska. Wtedy jeszcze podopieczni walczą w rozgrywkach A klasy i B klasy. Odnoszą sukcesy na ringach okręgu a także w mistrzostwach Polski. Dwukrotnie wprowadza zespół Motoru do drugiej ligi w latach 1968 – 70.
W czasie swej ofiarnej i długoletniej pracy dla miasta i klubu spod jego fachowej ręki wyszli zawodnicy jak: A. Kowalczyk, J. Szpak, T. Goluch, J. Zalewski (wicemistrz Polski juniorów), P. Iżowski, Z. Kapuścik (trzy brązowe medale Mistrzostw Polski, reprezentant Wojska Polskiego na turnieju Armii Zaprzyjaźnionych), T. Szpak, K. Madej (mistrz Polski).
Pan Stanisław jest dumą i chlubą swojego miasta. Obecnie dużo czasu poświęca na spotkanie z młodzieżą szkół Lublina i regionu opowiadając swoją historię, historię olimpiad, mistrzostw Europy, boksu światowego i polskiego w sposób ciekawy i dowcipny, żywo z polotem i werwą, której mogą mu zazdrościć nastolatkowie. A jest o czym opowiadać: “MOja przygoda z tym wielkim boksem rozpoczęła się właściwie od 1953 r. i Mistrzostw Europy w Warszawie. Zostałem już wtedy na dobre masażystą reprezentacji”. Był to wielki sukces polskiego boksu, wywalczono pięć medali. Wcześniej brał udział w przygotowaniach do Olimpiady w Helsinkach, ale nie pojechał mimo otrzymania stroju olimpijskiego. Nie otrzymał pozwolenia na wyjazd. Związany już na dobre z kadrą Stamma i osobą trenera pojechał na Mistrzostwa Europy w Berlinie Zachodnim (1955). Potem były przygotowania do kolejnej Olimpiady w Melbourne. Stwierdzono jednak, że masażysta jest niepotrzebny w ekipie i znowu pozostał w kraju. Jak był jednak potrzebny swoim chłopcom świadczy zegarek jaki otrzymał od bokserskiej ekipy z dedykacją “temu, którego nam zabrakło – ekipa z IO Melbourne”. Stał się dobry duchem reprezentacji, byłem sercem z każdym z nich: “Nie wiem czym ktokolwiek inny znał ich tak dobrze jak ja. Znałem ich kłopoty, troski, masażysta nie może być niemową, jego zadaniem jest nie tylko przygotowywać zawodnika pod względem fizyczny, ale także pod względem psychicznym. Jedno było bardzo istotne, to że mieli do mnie pełne zaufanie, rozmawialiśmy o wszystkim, nawet o sprawach najbardziej intymnych, ale wszystko pozostawało zawsze pomiędzy mną i zawodnikiem. Wierzyli, że mam szczęśliwą rękawicę, że T. Walasek przed każdą imprezą mieszkał ze mną bo ponoć przynosiłem mu szczęście. Paździor grywał ze mną w tysiąca. W Rzymie przed finałową walką powiedział, że jeśli wygra ze mną w “tysiąca”, to zdobędzie złoto. Mimo iż zawsze dostawał ode mnie regularne baty, to tym razem wygrał choć kosztowało mnie to sporo wysiłki bo karta mi szła jak diabli, ale w parę godzin później był złoty medal. Był i jest jak to określił Adam Choynowski z Przeglądu Sportowego “masażystą ciał i dusz”. Odbywał z nimi wspólne spacery. “W czasie Mistrzostw Europy w Belgradzie mieszkałem ze Średnickiem, zerwał mnie na pół godzinny spacer o 12:00 w nocy, później był masaż, tysiąc i złoty medal”.
Dbał o dobre samopoczucie opowiadając doskonałe dowcipy, odrywając myśli od czekających ich pojedynków. Jak wiele zawdzięczają mu medaliści Olimpiad, Mistrzostw Europy i Świata, to materiał na doskonałą książkę o hsitorii polskich pięści. Był przy prawie wszystkich sukcesach powojennego polskiego boksu. “Zaliczył” jak sam mówi pięć Olimpiad: Rzym (1960), Tokio (1964), Meksyk (1968), Montreal (1976), Moskwa (1980); jedenaście Mistrzostw Europy: Warszawa (1953), Berlin Zachodni (1955), Praga (1957), Lucerna (1959), Belgrad (1961), Moskwa (1963), Berlin (1965), Rzym (1967), Bukareszt (1969), Katowice (1971), Halle (1973). Cieszy się nieziemskim uznaniem i szacunkiem wszystkich mistrzów pięściarskich, dla których był przyjacielem, powiernikiem. Kulej, Grudzień, Kasprzyk, Paździor, Kukier, Pietrzykowski, Olechowie, Bendig, Grzesiak, Szczepański, Rutkowski, Rybicki, Szczerba, Kossedowski, Błażyński, Średnicki, Walasek, Drogosz to tylko niektóre nazwiska naszych reprezentantów, których obdarzał swoją opieką, przyjaźnią, dbał o dobre samopoczucie, cieszył się wraz z sukcesami, pomagał przeżyć gorycz porażek.
Nazwisko pana Stanisława Zalewskiego jest zawsze i nie bez racji kojarzone z osobą Feliksa Stamma, którego darzył ogromnym szacunkiem. “Nie wiem ile bruderszaftów razem wypiliśmy. On mi mówił Stasiu, a ja dalej panie Feliksie. Stamm dbał także o formę fizyczną, często korzystał u mnie z masażu, opowiadaliśmy sobie dowcipy, nie był w tym gorszy ode mnie”. Feliks Stamm zmarł 2 kwietnia 1976 r. Odszedł wtedy dozgonny przyjaciel i współpracownik. To był fantastyczny człowiek. Żywiłem do niego gorącą przyjaźń, kochał boks, kochał ludzi. W swoją pracę wkładał serce bo kochał sport”. Spędzali razem wiele miesięcy w roku na zgrupowaniach, czasem nawet i pół roku. Przez wiele lat mówiło się o polskiej szkole boksu stworzonej przez F. Stamma, wiele udziału w jej stworzeniu miał także Stanisław Zalewski: “Wymasowałem 25 złotych medali, innych już nie licząc to chyba nie mało”.
Jest pan Stanisław żywą legendą i historią naszego pięściarstwa. O jego dowcipach i o nim samym krąży wiele legend wśród sportowców i nie tylko, może niektóre są nawet trochę przesadzone. Nigdy panu Stasiowi nie brakowało pomysłowości: “Podczas Mistrzostw Europy w 1967 r. Kulej uszkodził trochę Czechosłowaka, ponieważ w następnej walce trafił na bardzo silnego przeciwnika Jurka i kiedy ten zapyta kto cię tak obalił to mów, że Kulej. Jurek wygrał tę walkę już w I rundzie przez przewagę”. Dzisiaj także rozbawia do łez i nigdy nie można w jego towarzystwie się nudzić. Wspaniały człowiek, dobry, cierpliwy wychowawca, doskonały fachowiec, trener – masażysta pan Stanisław Zalewski otrzymał w życiu za swą pracę wiele odznaczeń.
Koniec części IV.
Część pierwsza: link
Część druga: link
Część trzecia: link
Pisownia oryginalna.
Skan maszynopisu pracy dyplomowej znajduje się w zbiorach Centrum Historii Sportu w Lublinie.