Sędziowanie podczas zawodów to temat dyskusji od pierwszych chwil zorganizowanego współzawodnictwa sportowego. Pewnych zastrzeżeń nie ustrzegł się też w 1924 r. pewien sędzia piłkarski nazwiskiem Mirski. „Lubelski Tygodni Sportowy” opisał jego pracę następująco..
Mamy nareszcie i my „europejskie” stosunki w Lublinie. Mówią o bałaganach warszawskich i bagnach krakowskich, mamy i my swoje bagienko.
Niedzielne zawody między W.K.S Chełm a Lublinianką prowadził p. Mirski, przewodniczący Wydziału Gier i Dyscyplin. Należałoby sądzić, że komendant policji sportowej Okręgu lubelskiego potrafi zachować prestige piastowanego przez siebie urzędu i będzie sędziował bezstronnie, bez względu na to, czy się prywatnie jako „totumfackiemu” W.K.S Lublin będzie przyjemnie lub nie. Tak jednakowoż nie było. Śmiemy twierdzić, że p. Mirski niesłusznie dał wygrać zawody W.K.S Chełm.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest obserwować i „prowadzić” zawody z trybuny, aniżeli na boisku. Przyznajemy także, że fanatycy klubowi dopatrują się za często winy sędziego, przy błahych, mimowolnych nawet przeoczeniach, to jednak, czego byliśmy świadkami w niedzielę, traci – że się tak ogólnie wyrazimy – zupełnym brakiem bezstronności.
Sędzie bezstronny nie napomina i nie wyklucza gracza za błahe przewinienia, widzi folue i ręce na całem boisku a nie tylko na pewnym jego odcinku (czytaj: Lublinianki), nie zamienia swych decyzji w przeciągu kilku sekund no i wreszcie nie uśmiecha się z zadowolenia, gdy jego drużyna strzela bramkę. Walory te założył na ten raz p. Mirski do tylnej kieszeni, w której zawsze – jak twierdzi – podczas sędziowania na przygotowany rewolwer.
Radzilibyśmy p. Mirskiemu zaniechać w przyszłości tego rodzaju sędziowania – to zabija sport i jego ideę, a jeżeli już koniecznie chodzi o „celowe” rozdzielenie punktów, to najlepiej od razu załatwić przy zielonym stoliku. (pisownia oryginalna)
Przypomnijmy tylko, że K.S. Lublinianka przegrała wówczas z Wojskowym Klubem Sportowym Chełm 1:2 (1:0).