Siatkarska drużyna AZS Lublin awansowała w 1964 r. do ekstraklasy. Dokonali tego w składzie: Jerzy Kuźma, Ryszard Kot, Marek Ogrodnik, Henryk Derkacz, Ryszard Żmigrodzki, Stanisław Dobosz, Marek Żmigrodzki i grający trener Jerzy Welcz. Poniżej publikujemy krótki wywiad, jaki udzielił przyszły selekcjoner reprezentacji Polski tuż po historycznym wyczynie „akademików”.
Jerzy Welcz: w poprzednich latach cykl meczów o wejście do I ligi rozpoczynał się dla nas zupełnie dobrze. Zawsze jednak gdzieś w końcowym etapie rozgrywek finałowych, gdy znajdowaliśmy się o krok od I ligi – odpadaliśmy. Nie byliśmy wówczas najlepiej przygotowani. Tym razem nasze przygotowania, dzięki pomocy WKKFiT, rozpoczęte zostały bardzo wcześnie. Mieliśmy obóz szkoleniowy w okresie wiosennych ferii, latem spędziliśmy kilkanaście dni na zgrupowaniu w Okocimiu. Wreszcie w ostatniej fazie przygotowań traktowaliśmy intensywnie w Lublinie. Zajęcia odbywały się codziennie. To musiało dać dobry plon. W poznańskim turnieju cały zespół osiągnął szczyt formy. Wielu moich kolegów z drużyny jeszcze nigdy nie oglądałem w tak wyśmienitej formie. Nie zawiodła kondycja, podniosły się nasze umiejętności techniczne i taktyczne.
Redaktor: Który mecz był najtrudniejszy, najbardziej wyczerpujący?
Jerzy Welcz: Najtrudniejszy i najbardziej wyczerpujący mecz był z GKS Wybrzeże. Zagraliśmy życiowy mecz. Kapitalny był Jurek Kuźma przy zbijaniu piłek. Jego „bombowe” ścięcia były tak dynamiczne, że piłka spadała tuż za siatką po stronie przeciwnika, błyskawicznie odbijała się od podłogi, wylatując daleko poza obręb boiska.
Redaktor: Jak reagowali poznańscy kibice?
Jerzy Welcz: Turniej nie miał wielkiej reklamy. A pomimo to zawsze było pełno ludzi w niewielkiej sali, gdzie rozgrywaliśmy mecze. Przyznać muszę z satysfakcją, że AZS Lublin od początku aż do końca turnieju był pupilem poznańskich kibiców. Czuliśmy się jak w Lublinie, mając za sobą serdeczny podtrzymujący na duchu doping poznaniaków.
Redaktor: Wspominaliśmy wczoraj, że drużyną AZS świetnie kierował podczas poznańskiego turnieju p. Marian Smolinski, znany w Lublinie siatkarz i działacz tej dyscypliny sportowej.
Jerzy Welcz: Marian bardzo wiele zrobił dla nas. Często sam nie mogłem pojąć dlaczego brał czas dla drużyny i robił zmiany w momentach niezwykle nerwowego napięcia w grze. On jednak wiedział co robi. Miał doskonałe wyczucie sytuacji. Każda zmiana czy przerwa w grze w reguły wychodziła nam na dobre. Przeciwnik tracił wtedy zagrywki, a my jeszcze bardziej mogliśmy się skonsolidować.
Redaktor: A co teraz?
Jerzy Welcz: Będziemy mieli bardzo krótki okres względnego odpoczynku. Prawdopodobnie już w połowie listopada mają się rozpocząć mistrzowskie mecze.
Redaktor: Czy zdaniem pana należy wzmocnić zespół AZS? Jeśli tak, jakich siatkarzy chciałbym pan widzieć w drużynie?
Jerzy Welcz: Potrzeba nam niewątpliwie kilku rutynowanych zawodników. W drużynie widziałbym najchętniej: Rusiaka z Lublinianki, Demczuka z Motoru i Jasińskiego z Avii. W I lidze jest grupa drużyn dla nas nieosiągalna. Są to: Legia, AZS AWF Gdańsk, Górnik Katowice. Są też drużyny z którymi powinniśmy wygrać. Do grupy tej należeć będą: krakowski Wawel, Sparta Warszawa, Odra Wrocław, no i z dwóch beniaminków łatwiejszy do pokonania jest Huragan Wołomin aniżeli GKS Wybrzeże.
Fot. Zdjęcie poglądowe (zbiory AZS Lublin)