Za nami trzeci mecz mistrzyń Polski w Delo Women’s EHF Champions League. W Sali Polivalenta w Bukareszcie MKS Perła Lublin przegrał zdecydowanie z CSM 19:35 (10:16).
Dla Rumunek był to mecz o pozycję lidera w grupie, bo wczesnym popołudniem Team Esbjerg pokonał na własnym parkiecie Rostów Don 31:26. Zadanie zrealizowały wyśmienicie.
Gospodynie wprawdzie przystąpiły do rywalizacji bez kontuzjowanych Cristiny Neagu, Andrei Lekić, Nory Mörk czy Carmen Martin, ale wciąż były zdecydowanymi faworytkami starcia. – CSM ma około 5 milionów euro, Râmnicu Vâlcea prawie dwa, ale w naszym kraju 6-7 zespołów ma budżet przekraczający milion euro – tłumaczył przed spotkaniem lokalny dziennikarz, nie mogąc uwierzyć, jaka finansowa przepaść dzieli szczypiornistki obu krajów.
Jako pierwsze na listę strzelczyń wpisały się prawoskrzydłowe – Aneta Łabuda i Laura Moisa. Po 5 minutach był kolejny remis, tym razem 2:2, bo swoją rodaczkę – Jelenę Grubišić zaskoczyła z dystansu Vala Blažević. Niestety, od korzystnego dla nas stanu 2:3 (gol z karnego Kingi Achruk) to miejscowe szybko zdobyły trzy bramki z rzędu. Groźna była w kontrach Iulia Curea, świetnie ataki napędzała utytułowana Szwedka Linnea Torstensson, natomiast z czterech pierwszych rzutów Mii Møldrup do siatki trafił tylko jeden. Przy stanie 8:4 dla CSM o czas poprosił trener Robert Lis. Przed upływem kwadransa straty zmniejszyło drugie sobotnie trafienie Łabudy. Pod nieobecność Lekić swoją klasę udowodniała Elisabeth Omoregie, jednak MKS walczył ambitnie, notując kilka efektownych i skutecznych ataków. Tym bardziej szkoda nieskutecznej próby wkrętki aktywnej Łabudy oraz karnego w pierwsze tempo Marty Gęgi, bo marne to pocieszenie, że parada Grubišić znajdzie się pewnie w poniedziałkowym magazynie EHFtv. W 23′ przewaga CSM sięgnęła sześciu oczek – nie do powstrzymania na kole była triumfatorka Ligi Mistrzyń w barwach Gyor – Crina Pintea. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 16:10, choć trudno nie oprzeć się wrażeniu, że można było z niej wyciągnąć nieco więcej.
Po zmianie stron gospodynie bardzo szybko pokazały chęć odniesienia jeszcze wyższego zwycięstwa, bo nieobecność wielu kontuzjowanych dała szansę kolejnym znakomitym zawodniczkom, które czekały na swą szansę gry. Po czterech golach z rzędu CSM, o czas w 38′ poprosił Robert Lis, bo MKS przegrywał już różnicą dziesięciu oczek. Na domiar złego dwa trafienia gospodyń były wynikiem szczęśliwego rykoszetu mylącego kapitan Weronikę Gawlik. Ogromna liczba kontuzji naszych piłkarek drugiej linii sprawiła, że znów testowane było ustawienie z Łabudą w roli prawej rozgrywającej. Trener Adrian Vasile mógł spokojnie wprowadzać na parkiet młodsze rezerwowe, a miejscowe i tak grały tak, że brawa biła im siedząca na trybunach Nora Mörk. Piękne w tej smutnej dla nas rzeczywistości było słyszeć gromkie „MKS, MKS” z sektora D Sali Polivalenta, w którym pojawili się lubelscy fani. „CSM show time” – krzyczał spiker zawodów i miał rację. Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować symboliczny debiut w Lidze Mistrzyń najmłodszej w naszym zespole Aleksandry Olek.
CSM Bukareszt – MKS Perła Lublin 35:19 (10:16)
CSM: Dedu, Grubišić, Ion – Curea 5, Torstensson 5, Cvijić 2, Perianu 3, Klikovac 2, Omoregie 3, Marin 1, Valcan 3, Pintea 6, Moisa 4, Grbić 1
MKS: Gawlik, Bešen – Olek, Łabuda 2, Szarawaga 1, Møldrup 2, Gęga 1, Matuszczyk 3, Królikowska, Nocuń 3, Gadzina 1, Blažević 4, Achruk 2
Sędziowały: Tatjana Prastalo i Vesna Balvan (Bośnia i Hercegowina)