Sukcesy w sportach zimowych nie kojarzą się wprost z lubelskim zawodnikami, ale jeśli poszukamy nieco “głębiej” odnajdziemy chociażby sukces Tadeusza Staniszewskiego, zawodnika LPŻ Lublin, Bojerowego Mistrza Polski z 1960 r.
Zawodnik Ligi Przyjaciół Żołnierza w Lublinie osiągnął swój sukces (pierwszy historyczny medal dla zawodnika reprezentującego nasze miasto) na zamarzniętej tafli Jeziora Charzykowskiego znajdującym się nieopodal Chojnic w Województwie Pomorskim.
Warto nadmienić, że Tadeusz Staniszewski już sześć lat wcześniej sięgnął po ten tytuł, reprezentując jednak wówczas klub LPŻ Puck.
Nowo kreowany Mistrz Polski w wywiadzie dla jednego z dziennikarzy opowiadał:
Redaktor: Kiedy zetknął się Pan z bojerami?
T. Staniszewski: Było to w 1953 r., kiedy wyjechałem na kurs szkoleniowy. Za rok – może trochę nieoczekiwanie – zdobyłem mistrzostwo Polski. Od tamtego czasu ciągle utrzymywałem się w czołówce krajowej. Tej zimy ostro zabrałem się do treningów. W każdą sobotę i niedzielę wyjeżdżałem wraz z moim pomocnikiem – Ziemowitem Barańskim nad jezioro Firlej. Trud opłacił się. Powtórzyłem sukces sprzed siedmiu lat.
Redaktor: Może teraz kilka uwag z mistrzostw.
T. Staniszewski: Startowało 35 załóg. Wygrałem trzy spośród sześciu rozegranych wyścigów. Zawody bojerowe dostarczają olbrzymiej porcji emocji. Sternik musi być ciągle czujny przy manewrowaniu żaglami. Nie jedzie się bowiem w linii prostej, lecz skosami – odchyleniami, by w ten sposób nabrać coraz większej szybkości. Oczywiście wszystko zależu od wiatru i sprzętu. Mnie tylko raz pękła linka. Całe szczęście udało się szybko usunąć uszkodzenie. Proszę sobie wyobrazić, że średnia szybkość jazdy wynosi ok. 90 km/h.
Redaktor: Czy na Lubelszczyźnie bojery mają szanse rozwoju?
T. Staniszewski: To trudna sprawa. Postaramy się może w okresie następnej zimy zorganizować jakieś masowe zawody na Firlejowskim Jeziorze. Wiele nadziei wiążemy z mającym powstać Zalewem Zemborzyckim.