Katarzyna Krawczyk

Katarzyna Krawczyk, zapaśniczka. Urodziła się 06 września 1990 w Mikołajkach. Uczestniczyła w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro (2016).

Sześciokrotna uczestniczka mistrzostw świata seniorek (2011, 2012, 2013, 2014, 2015, 2018), pięciokrotna uczestniczka mistrzostw Europy seniorek (2011 – brązowy medal, 2012, 2013, 2014, 2018 – brązowy medal), srebrna medalistka Igrzysk europejskich (2015), sześciokrotna mistrzyni Polski seniorek (2010, 2013, 2014, 2015, 2016, 2018), dwukrotna srebrna medalistka (2009, 2011), dwukrotna brązowa (2007, 2012). Zawodniczka Uczniowskiego Klubu Sportowego „Samuraj” Mikołajki (1998–2004; ju-jitsu), Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego „Ołów” Ryn (2004–2006), Klubu Sportowego Cementu Gryf-Chełm (od 2006).

Katarzyna Krawczyk opowiada:

„Najczęściej inspiratorem zaczęcia uprawiania sportu są nauczyciele wychowania fizycznego. U mnie było troszkę inaczej. Na jednej z lekcji języka niemieckiego w szkole podstawowej w Olszewie, nauczycielka pokazała nam medal zdobyty przez jej syna w zawodach karate, nie wiem w jakiej odmianie. Tak to przemówiło do mojej wyobraźni, że po powrocie do domu oświadczyłam mamie, że też chcę chodzić na takie zajęcia. Nie miała innego wyjścia, musiała mnie wozić na treningi ju-jitsu do klubu „Samuraj” Mikołajki. W tym uczniowskim klubie rozpoczęła się moja przygoda ze sportem. Po 5 latach treningów pod okiem Marka Terlika i kilkoma sukcesami, musiałam podjąć decyzję, co dalej? Klub miał bardzo trudną sytuację finansową. Miałam do wyboru, udać się do Giżycka na taekwondo, albo do Rynu na zapasy. Początkowo nie byłam przekonana do zapasów, a głównie przez stroje w jakich walczyły zawodniczki, trochę mnie zawstydzały. Po pierwszym treningu zakochałam się w tym sporcie i jestem w nim do dzisiaj. Rozpoczęłam treningi w 2004 roku w LUKS „Ołów” Ryn. Dla ciekawości dodam, że nazwa klubu pochodzi od niewielkiego jeziora niedaleko Rynu. Pierwszym trenerem był Edward Szypulski. Motorycznie byłam dobra, przydało się przygotowanie z ju-jitsu. Pierwszy start, a były to zawody makroregionu, był nieudany.  W pierwszej walce i pierwszej akcji zostałam tak niefortunnie rzucona przez rywalkę, że doznałam bolesnej kontuzji zwichnięcia w stawie łokciowym. Mama odwiozła mnie do szpitala. Trener wyrokował, że już się więcej na zajęciach nie pokażę. Jakie było jego zdziwienie, kiedy za dwa dni zameldowałam się na zbiórce przed treningiem z ręką w gipsie. W Rynie trenowaliśmy trzy razy w tygodniu, to był klub uczniowski. Przyszło kilka sukcesów. Zaczęłam się zastanawiać nad dalszym rozwojem, co robić? Tak się stało, że moja przyjaciółka zaproponowała mi przyjście do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Chełmie, której sama była uczennicą. Zdecydowałam się, że spróbuję. Był to rok 2006, czyli miałam szesnaście lat. To była odważna decyzja. Młoda dziewczyna, konieczność opuszczenia domu rodzinnego, wyjazdu kilkaset kilometrów od najbliższych, internat, nowe środowisko. To było bardzo duże przeżycie dla mnie, mojej rodziny, szczególnie dla mamy, która uroniła nie jedną łzę. Kiedy po dwóch miesiącach od rozpoczęciu roku szkolnego jechałam do domu i zobaczyłem moje mazurskie krajobrazy mnie też łezka się zakręciła. Ale wiedzieliśmy, że to dobra droga i chciałam nią iść. Już po roku wystartowałam w mistrzostwach Europy kadetek w Warszawie. Zajęłam piąte miejsce, start był udany, oczywiście zawsze można lepiej, ale to dodało motywacji. Pierwszy tytuł mistrzowski zdobyłam w juniorach w 2008 roku, w tym samym roku zdobyłam brązowy medal na mistrzostwach Europy juniorów.

Po drodze było kilka medali, ale główny cel to start na Igrzyskach Olimpijskich. Zapaśnicy nie mają łatwej drogi, mamy ciężkie kwalifikacje. Nie zbieramy punktów, liczy się dyspozycja chwili, udany konkretny start. Dużo zależy od drabinki, czyli losowania. Miałam ogromną szansę pojechać, jako bardzo młoda zawodniczka, na Igrzyska do Londynu. Dostałam taką możliwość, bowiem wystartowałam na mistrzostwach świata. Pierwszych pięć zawodniczek z tych zawodów jechało na największą imprezę sportową świata. Losowanie miałam dobre. W decydującej walce o upragnioną piątkę zmierzyłam się z bardzo doświadczoną i utytułowaną zapaśniczką z Ukrainy Łazariewą. Stoczyłam ciężki, bardzo wyrównany pojedynek. Rywalka okazała się mądrzejsza o to doświadczenie właśnie ona minimalnie wygrała. Z jednej strony miałam satysfakcję, że zmusiłam utytułowaną Ukrainkę do maksymalnego wysiłku, po walce nie miała siły wstać z maty, z drugiej tak niewiele zabrakło… Drugą szansę miałam pół roku później, na turnieju kwalifikacyjnym, ale niestety, losowane było niesprzyjające, poza tym trzeba było być w dwójce, nie udało się.

Przez kolejne lata udowadniałam, że jestem jedną z najlepszych w tej kategorii, ale zawsze czegoś brakowało, jakiegoś niuansu. Przełamanie przyszło w 2015 roku. Na Igrzyskach Europejskich w Baku w półfinale pokonałam Rosjankę Irinę Ołogonową, medalistkę mistrzostw świata. Po tej walce było jasne, że jestem w stanie wygrać z każdą na świecie. Wygrałam silny turniej w Warszawie i zostałam zakwalifikowana na mistrzostwa świata w Las Vegas, gdzie miałam zdobyć kwalifikacje olimpijskie, mając szanse na medal. Gdzieś był popełniony błąd w przygotowaniach. Nie było formy, ciężkie losowanie i po pierwszej walce odpadłam. Ta porażka dała mi dużego „kopa” do jeszcze większej pracy. Poza tym musiałam udowodnić, że jestem najlepszą w kategorii 53 kg. Wywalczyłam wyjazd na turniej kwalifikacyjny, z którego awansowały tylko dwie najlepsze. Już po wejściu do finału, wiedziałam, że jadę, ale byłam tak mocno zmotywowana, że wygrałam cały turniej. Jadę, marzenie się spełniło! Co prawda byłam w Londynie, ale tylko jako sparingpartnerka dla koleżanek z kadry, to nie to samo. Organizacyjnie Rio stało na niższym poziomie niż Londyn, ale to nie było ważne, sam udział w takiej imprezie to ogromne przeżycie.

Czy warto było opuszczać Mazury, wyjeżdżać z domu w wieku 16 lat? Zdecydowanie tak, marzenia się spełniają. Kariery jeszcze nie zakończyłam, przede mną kolejne marzenia, czyli Tokio 2020.

Rozmowę przeprowadzono w dniu 23.03.2019, w zbiorach autorów książki "Olimpijczycy Lubelszczyzny"
Biogram pochodzi w książki „Olimpijczycy Lubelszczyzny” (Lublin, 2019), autorstwa: D. Słapka, M. Powały –Niedźwieckiego,  P. Markiewicza

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej o plikach cookies znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.

Skip to content