Anna Jakubczak – Pawelec, lekkoatletka, biegaczka. Urodziła się 02 lutego 1973 w Zamościu. Trzykrotna uczestniczka Igrzysk Olimpijskich: w Sydney (2000), Atenach (2004), Pekinie (2008).
Dwukrotna uczestniczka mistrzostw świata (1999, 2005), mistrzostw Europy (1998, 2006), pięciokrotna uczestniczka Superligi Pucharu Europy (1999, druga na 1500 m, 2002, 2004, 2005, 2006). Pięciokrotna mistrzyni Polski (1994, 1997, 1999 na 800 m, 1998, 2004 na 1500 m), dwunastokrotna wicemistrzyni (1998, 2005 na 800 m, 1994, 1995, 1996, 1997, 1999, 2000, 2002, 2003, 2006 na 1500 m, 2010 w biegu na 5 000 m), trzykrotnie brązowa medalistka (2008, 2009, 2011 na 1500 m), halowa mistrzyni Polski (2003 na 1500 m), siedmiokrotna wicemistrzyni (1993, 1994, 1995, 2006 na 800 m, 1994, 1995, 1997 na 1500 m). Reprezentowała Kluby Sportowe: Robotniczy Klub Sportowy „Skra” Warszawa (1990–2003), Klub Sportowy „Agros” Zamość (2004–2013).
Anna Jakubczak opowiada:
Pierwszy kontakt ze sportem miałam w szkole podstawowej. Tak się złożyło, że najbliżej domu była Szkoła Podstawowa nr 9 w Zamościu, o profilu sportowym. Mieliśmy dwie godziny wychowania fizycznego dziennie. Nie były to tylko biegi, bo poznawaliśmy różne dyscypliny sportowe, jednak biegaliśmy dużo. Jeździłam na zawody, ale nie trenowałam w żadnym klubie. Sport uprawiałam tylko na moim ukochanym w-f. Nie miałam wielkich sukcesów, ale powoli przebijałam się do czołówki. Mam cztery siostry i wszystkie chodziłyśmy do tej samej szkoły. Była między nami rywalizacja, bo wszystkie biegałyśmy. Wysłali mnie na zawody do Warszawy, bo w ósmej klasie już wyróżniałam się wśród rówieśników. Fajny wyjazd do stolicy – spore przeżycie. Biegłam na 600 metrów i wygrałam z dobrym wynikiem. Dostałam propozycję, żeby do szkoły średniej przyjść do liceum w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Warszawie. Lubiłam biegać, ale w wieku piętnastu lat nie byłam jeszcze gotowa i zdecydowana, że chcę to robić. Dostałam kolejną propozycję, tym razem z Lublina, także ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego przy Wojciechowskiej. Obie propozycje odrzuciłam. Zdałam i dostałam się do Liceum Ekonomicznego w Zamościu. Na trzy dni przed początkiem roku szkolnego podjęłam decyzję, że jednak chcę spróbować w szkole sportowej. Powiedziałam o tym mamie. Obie poszłyśmy do nauczyciela wychowania fizycznego. Ten tylko zapytał: do której szkoły mam zadzwonić? Odpowiedziałam, że do Warszawy. Przyjęli mnie i jako piętnastolatka wyjechałam do stolicy. Zostałam tam do dzisiaj. Mieliśmy bardzo dobre warunki treningowe, mieszkałam w internacie, mogliśmy dobrze trenować i uczyć się. Naszym trenerem został nieżyjący już pan Sławomir Rosłon. Był związany z pobliskim klubem Skrą. Reprezentowałam barwy Skry przez czternaście lat. Była tam grupa biegowa, i tam zaczęłam trenować średnie dystanse. Widać było, że mam predyspozycje do biegania. Od drugiej klasy szkoły średniej do prawie końca kariery (a biegałam do 39 roku życia, już tylko ostatni start był bez medalu) zdobywałam medale na wszystkich mistrzostwach Polski, w których startowałam, na moim koronnym dystansie 1500 m, ale także na 800 m.
Pierwszy medal na zawodach międzynarodowych zdobyłam w Młodzieżowym Pucharze Europy, wygrałam bieg na 800 m. Za rok Puchar przekształcono w Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. Można powiedzieć, że jestem nieoficjalną młodzieżową mistrzynią Europy. W tym czasie z prowadzenia naszej grupy zrezygnował trener Rosłon. To była dla nas bardzo trudna sytuacja, byliśmy z nim bardzo zżyci i był dla nas bardzo ważną osobą. Przejął nas pan Marek Jakubowski – szkoleniowiec uznany i z sukcesami, który prowadził wybitnych zawodników. Wchodziłam w wiek seniorski. Z trenerem Jakubowskim zaczęło się poważne bieganie. Na początku zabrał mnie na długie zgrupowanie do USA. Po roku treningów zrobiłam minimum na mistrzostwa Europy seniorów. Był to rok 1998, zajęłam czwarte miejsce, co było ogromnym sukcesem, a do medalu zabrakło bardzo niewiele. Od tego startu wszystko podporządkowałam największemu marzeniu każdego sportowca, czyli zakwalifikowaniu się na Igrzyska Olimpijskie.
Wśród wielu sportowców bardzo dużo emocji budzi uzyskanie minimum kwalifikacyjnego. Zasady są proste, jedziesz albo nie. My, lekkoatleci mamy na uzyskanie minimum trzy miesiące. Przed Sydney zrobiłam to dopiero w ostatnim starcie na mistrzostwach Polski w Krakowie. Pamiętam ten bieg doskonale. Prowadziła koleżanka, ale robiła to za wolno, zaczęłam gonić wynik, udało się o kilka setnych sekundy. Jadę. Podobnie stresujące są biegi eliminacyjne. Mamy zazwyczaj trzy biegi: eliminacje, półfinał i finał. Awans do finału jest głównym celem. Sydney – to były moje pierwsze Igrzyska. Zajęłam na 1500 metrów bardzo dobre szóste miejsce – do wymarzonego medalu wcale nie brakowało dużo. Byłam zawodniczką, którą wyniki bardzo mobilizują. Zaraz po starcie powiedziałam sobie – za cztery lata są Igrzyska. Moje kwalifikacje do Aten, to też dramatyczne przeżycie. Startowałam na dużym międzynarodowym mitingu w Madrycie. Byłam czwarta. Długo musiałam czekać z niecierpliwością aż wyświetlą wynik, bo na początek podali na tablicy tylko trzy pierwsze czasy. W końcu jest – jadę na drugie moje Igrzyska. Byłam w finale siódma. Znowu to samo, za cztery lata są Igrzyska. Zakwalifikowanie się do Pekinu było dla mnie ogromnym sukcesem, ponieważ niespełna rok wcześniej urodziłam córkę. Miałam bardzo mało czasu na przygotowanie się i zrobienie minimum. Tym razem nie udało się zakwalifikować do finału, byłam trzynasta, czyli pierwsza poza finałem.
Czy warto było? Zdecydowanie tak. Gdybym jeszcze raz mogła wybierać poszłabym tą samą drogą. Sport wyczynowy to zawód, ale jeżeli jest także pasją, a Igrzyska Olimpijskie celem, to jest to ogromna satysfakcja i przyjemność. Trzeba mieć charakter do walki, trzeba też mieć sporą odporność psychiczną. W Sydney w czasie mojego finału na stadionie było 100 000 ludzi, wszyscy patrzyli na naszą dwunastkę. Wyjść na stadion, nie przestraszyć się. Trzeba wierzyć, że da się pokonać trudności. Przecież są kontuzje, powroty, ciężka praca fizyczna. Dwadzieścia cztery lata startów, trzy udziały w Igrzyskach Olimpijskich to potwierdzają.
W roku 2004 wróciłam do rodzinnego Zamościa i reprezentowałam barwy Agrosu Zamość startując w Atenach i Pekinie.
Rozmowę przeprowadzono w dniu 25.05.2019 w zbiorach autorów książki "Olimpijczycy Lubelszczyzny".