Konrad Czerniak

Pływak. Urodził się 11 lipca 1989 roku w Puławach. Trzykrotny medalista mistrzostw świata, wicemistrz świata na 100 m stylem motylkowym (2011), brązowy medalista na 100 m stylem motylkowym (2013) i na 50 m stylem dowolnym (2015), dwukrotny mistrz Europy na krótkim basenie na 50 i 100 m stylem motylkowym (2011), mistrz Europy na basenie 50 metrowym na 100 m stylem motylkowym (2014), wicemistrz na 50 i 100 m stylem motylkowym (2014, 2016), brązowy medalista w sztafecie 4 x 100 m stylem dowolnym (2018). Wielokrotny rekordzista Polski. Uczestnik igrzysk olimpijskich w Londynie (2012) oraz w Rio de Janeiro (2016). Wychowanek klubu „KS Wisła” Puławy, zawodnik „AZS AWF” Katowice. Startował w barwach CD SEK Viloafranca del Castillo, w chwili obecnej jest zawodnikiem AZS UMCS Lublin.

Konrad Czerniak opowiada: 

Z wodą miałem kontakt bardzo wcześnie, bo już jako pięcioletni chłopak. Moje starsze cioteczne rodzeństwo chodziło na zajęcia na basenie, więc poszedłem z rodzicami popatrzeć. Tak mi się spodobało, że zamęczałem wszystkich, że ja też chcę. W końcu trener prowadzący zajęcia się zgodził. Jak skoczysz do wody to zobaczymy co z tego będzie. Tak się zaczęło, Najpierw zabawa raz w tygodniu. W szkole podstawowej mieliśmy obowiązkowe pływanie w ramach lekcji wychowania fizycznego dwa razy w tygodniu. Powstała fajna grupa paru zawodników, zaczęliśmy trenować codziennie, a nawet dwa razy dziennie.  Oprócz pływania startowałem w dwuboju (pływanie i bieg), grałem w piłkę nożną, siatkówkę. Obok domu miałem kort tenisowy. Byłem bardzo aktywny sportowo. Jednak to pływanie od początku było numerem jeden, tam czułem się najlepiej, mogłem się wyżyć.  Pierwszy medal zdobyłem dopiero w roku 2006 na mistrzostwach Polski juniorów, rok później także na mistrzostwach seniorów. Rok 2007 był bardzo ważny w mojej karierze, ponieważ zdobyłem złoty medal mistrzostw Europy juniorów. To były przełomowe zawody, po skończeniu liceum. Po nich postanowiłem zająć się pływaniem profesjonalnie – medal dał mi motywację. Warto wspomnieć o moich trenerach, zaczynałem u Sławomira Słotwińskiego, a później przez sześć lat aż do wyjazdu do Hiszpanii do Bartosza Kizierowskiego trenowałem u Ryszarda Kowalczyka.

Na przełomie 2007/2008 roku zostałem powołany po raz pierwszy do kadry seniorów. Było to zgrupowanie w Republice Południowej Afryce w Pretorii. Wiąże się z tym ciekawa historia. Było to tuż przed studniówką. Trener po zawodach powiedział, że jestem powołany na ten wyjazd, a decyzja należy do mnie, czy chcę jechać z kadrą, czy idę na studniówkę. Z jednej strony radość, z drugiej żal studniówki, i co powiem dziewczynie, z którą miałem iść. Dawali wtedy takie koszulki z napisem „kadra narodowa”. Wziąłem rozmiar S dla dziewczyny. Początkowo nie była zadowolona, ale zrozumiała jakie to dla mnie ważne. Do RPA pojechałem.

Pierwszą próbę zakwalifikowania się na Igrzyska Olimpijskie podjąłem w roku 2008. Na mistrzostwach Polski miałem zdobyć minimum. Niestety, w czasie zawodów, tablice z czasami zwariowały, pokazywały co chciały. Trwało to dobre pół godziny. Stres, nerwy, odwoływany start. Paweł Korzeniowski rzucił czepkiem i okularkami i powiedział, że w takich warunkach nie płynie. Ja musiałem płynąć, ale ciężko było się skoncentrować. Niestety zabrakło mi około dwudziestu setnych sekundy do minimum. Była jeszcze jedna próba za półtora miesiąca, ale też nieudana. Zresztą formę szykowałem na mistrzostwa Polski, tam miałem uzyskać to minimum. Igrzyska w Pekinie obejrzałem w telewizji. Patrzyłem jak fenomenalny Michael Phelps[4] zdobywa osiem złotych medali.

Po prawie trzymiesięcznych długich wakacjach, był wyjazd do Madrytu. Tam Bartosz Kizierowski zaproponował, żebym przyjechał do niego i do jego powstającej grupy. Po feralnych mistrzostwach Polski spodziewałem się, że taka propozycja padnie. Wiedziałem, że się zdecyduję bo dla mnie była to ogromna szansa. Powiedziałem, że się muszę zastanowić, ale decyzję podjąłem wcześniej. Spędziłem tam osiem lat. Wróciłem na stałe do Polski dopiero po Igrzyskach w Rio de Janeiro. Zacząłem mocno trenować, zobaczyłem co to jest profesjonalne podejście do pływania, a wyniki zaczęły przychodzić. W 2009 roku na mistrzostwach świata w Rzymie pobiłem dwa rekordy Polski, zajmując dziesiąte, jedenaste miejsca. Rok 2010 był przełomowy, ponieważ zdobyłem brązowy medal na mistrzostwach Europy w Budapeszcie na 100 metrów motylkiem. Byłem sportowo gotowy na złoty medal, ale może lekki stres, pierwszy finał w życiu w takiej imprezie? Medal był ogromną motywacją do dalszej pracy. Największe sukcesy przyszły w roku 2011. Zostałem wicemistrzem świata seniorów na 100 m motylkiem. Stanąłem na słupku obok Micheaela Phelspa, którego podziwiałem w telewizji na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Marzenia się spełniają. Jechałem na mistrzostwa z 8-10 czasem, a zdobyłem srebrny medal, był to kolejny przełom w mojej karierze. Spadło to na mnie trochę niespodziewanie. Telefony, telewizja, radio, wywiady, splendor. Ale Bartek (Kizierowski) nie pozwolił na zatracenie się w sukcesie. W tym samym roku zostałem dwukrotnym mistrzem Europy na krótkim basenie. Było to o tyle ważne, że zawody odbyły się w Szczecinie. Wszędzie jest fajnie wygrywać, ale w domu szczególnie. Mazurek Dąbrowskiego grany przy swoich kibicach, rodzinie, najbliższych to ogromne wzruszenie i przeżycie.

Na pierwsze Igrzyska pojechałem do Londynu. Nie były za bardzo udane, chociaż o porażce też nie można mówić. Wszedłem do finału (byłem w nim ósmy), ale biorąc pod uwagę, że jechałem jako jeden z faworytów (w końcu byłem wicemistrzem świata), nie można było być szczęśliwym. W Rio de Janeiro było dziwnie. Cała nasza pływacka ekipa wypadła źle, wszyscy startowaliśmy poniżej rekordów życiowych, a na takiej imprezie trzeba je pobijać. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało, może problemy aklimatyzacyjne? Do tego doszedł jeszcze incydent z niezgłoszeniem mnie do jednej z konkurencji. Niby się z tym pogodziłem, ale …

Igrzyska Olimpijskie to fantastyczne przeżycie. Możliwość spotkania ze sportowcami z innych dyscyplin, z którymi widzimy się tylko na balach sportu i Igrzyskach Olimpijskich. Mam trochę niedosyt, bo nie miałem możliwości oglądania innych zawodów, a chętnie zobaczyłbym finał setki z Boltem czy mecz amerykańskich koszykarzy. Po powrocie do kraju, widziałem w telewizji Igrzyska, na których byłem.

 

 

Biogram pochodzi w książki „Lubelscy Olimpijczycy” (Lublin, 2018), autorstwa: D. Slapka, M. Powały – Niedźwieckiego, P. Markiewicza

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej o plikach cookies znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.

Skip to content