„Sport co Gryfa wart”. Wywiad z Prof. Dariuszem Słapkiem

Prof. Dariusz Słapek sam o sobie pisze: Niepoprawny kibic i entuzjasta sportu. Chce kiedyś o sobie powiedzieć, że jest historykiem sportu. Dlatego wpadł na pomysł powołania Lubelskiego Centrum Dokumentacji Historii Sportu jako projektu naukowego mającego na celu gromadzenie, porządkowanie oraz digitalizację wszelkich informacji dotyczących dziejów lubelskiego sportu. Na co dzień Dyrektor Instytutu Historii UMCS oraz kierownik Zakładu Historii Starożytnej IH UMCS i przede wszystkim eksplorator greckich agonów i rzymskich widowisk. Trzeba dodać również, że był kierownikiem projektu Wirtualne Muzeum AZS. W rozmowie z Kroniką Sportu opowiadał m.in.: o tyn właśnie projekcie. 

Profesor Dariusz Słapek: Publikacja pod przemyślnym tytułem „Sport, co gryfa wart” jest produktem dodatkowym projektu ministerialnego poświęconego dziejom AZS-u. Przy poważnej refleksji na temat tego, w jaki sposób opowiadać historię tej organizacji, pojawiła się potrzeba nie tylko zbierania różnego rodzaju materiałów, które byłyby ilustracją, czy też bardziej źródłami do badań nad dziejami sportu, ale też tekstów autorskich, które byłyby próbą interpretowania tych źródeł, oraz pewnej pracy, które ze źródłami wykonuje historyk. W ten sposób powstała niebagatelna, patrząc na objętość liczba tekstów autorskich trzech osób zaangażowanych w realizowanie grantu. Myślę tutaj o Pani dr Halinie Hanusz — znanym historyku sportu, związanym zresztą z zarządem głównym AZS-u. Kolejnym autorem jest Pan Profesor Mirosław Szumiło z Instytutu Historii UMCS i moja skromna osoba. Różnie oczywiście wyglądał wkład poszczególnych autorów w to, co się ostatecznie udało przygotować. Autorskie teksty, które były opublikowane na stronie internetowej pod hasłem Wirtualnego Muzeum dziejów AZS, przeliczając to na pewne standardy publikacyjne, to tych tekstów było 75. arkuszy wydawniczych, czyli sporo ponad tysiąc stron. Nie mieliśmy szansy, żeby aplikując do któregokolwiek z wydawnictw liczyć na to, żeby te teksty 1:1 dało się opublikować, stąd pomysł na to, żeby w jednej uporządkowanej formie dać czytelnikom dostęp do części autorskiej materiału źródłowego.

Red: Jest Pan współautorem książki wydanej w grudniu 2018 roku pt. „Lubelscy Olimpijczycy”. Teraz z kolei ma się pojawić publikacja „Olimpijczycy Lubelszczyzny”. Będzie to rozszerzenie poprzedniego dzieła, czy raczej coś odrębnego?

DS: Fizycznie będzie to odrębna publikacja, a merytorycznie kontynuacja, bo nie ulega wątpliwości, że w tym szerszym pojęciu „olimpijczycy Lubelszczyzny” mieszczą się także Ci olimpijczycy, o których pisaliśmy w poprzedniej książce, która była skupiona na olimpijczykach z Lublina. Ta kontynuacja polega także na zachowaniu pewnej formuły, która dotyczy części książki najbardziej istotnej, a zatem prezentowania samych olimpijczyków. Ci wszyscy, którzy związani są w najściślejszy sposób z Lubelszczyzną, to osoby, które same wypowiadały sondy na temat swojej kariery naukowej i tego momentu najważniejszego w tej karierze, czyli udziale w igrzyskach. W tej część podstawowej ta narracja ma charakter mocno źródłowy, bo to nie my opowiadamy o udziale reprezentantów Lubelszczyzny w Igrzyskach Olimpijskich, a czynią to oni sami. Dzielimy tych zawodników na różnego rodzaju kręgi, które są coraz szersze od Lublina i na różny sposób, inny, mniej istotny wiążą tych zawodników z Lublinem czy z Lubelszczyzną, to tak samo w drugim kręgu znaleźli się zawodnicy, którzy byli związani z Lubelszczyzną, ale w nie tak ważny sposób, jakim jest reprezentowanie klubu z naszego województwa, w momencie startu na Igrzyskach Olimpijskich. Pewną cechą odmienną jest to, że dużo więcej miejsca poświęciliśmy paraolimpijczykom — ludziom, którzy startowali na igrzyskach i których ranga w ostatnich kilku latach rośnie. Cała ideologia tego ruchu jest niewątpliwie przesycona myślami Pierre’a de Coubertin. Pod tym względem nie ma absolutnie żadnych różnic. To był powód najważniejszy, dla którego wielkie wyróżnienie, jakim jest start w ekipie polskiej na igrzyskach paraolimpijskich, przełożyło się na to, że doceniliśmy te osoby zwykle trochę mniej budzące zainteresowanie, niż reprezentanci, którzy występowali na IO, a nie paraolimpijskich, ani na paru innych zawodach, które aspirują do tej rangi. To, co różni jeszcze te dwie publikacje to wstęp. W pierwszej książce wstęp sprowadzał się w gruncie rzeczy do wyjaśnienia tego, kogo traktujemy jako olimpijczyka z Lublina i przenieśliśmy te same kryteria do drugiej publikacji — powtarzam, tą rzeczą dla nas ważną, powszechnie zresztą praktykowaną, jeśli chodzi o podobną biografistykę olimpijską, jest reprezentowanie klubu z Lubelszczyzny. W drugim wstępie natomiast pojawiła się pomysł na to, by wypowiedzi olimpijczyków poddać pewnej analizie — porównać je ze sobą. Zwrócić uwagę bezpośrednio na to, co dla nich było najważniejsze, jeśli chodzi o start na igrzyskach. Tu potwierdza się to, co może wynikać z lektury, choćby jednej z takich relacji, gdzie mowa choćby o olbrzymim ładunku emocji, zdenerwowaniu, kwalifikacjach, wielkiej radości i masie innych uczuć, które zwykle historykowi uciekają, a okazują się niezwykle istotne z perspektywy uczestników, a także czytelników.

Red: Kiedy jest planowana premiera książki?

DS: Prawdopodobnie będzie to 2 grudnia, ale nie chcę wprowadzać w błąd. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś informacje na ten temat. Mam nadzieję, że media lubelskie będą o tym informować. Wiem, że przygotowywane jest pewnie spotkanie olimpijczyków. Byłoby to chyba pierwsze tak liczne spotkanie ludzi, którzy reprezentowali kluby z Lubelszczyzny, bo myślę, że to zaproszenie będzie głównie do nich kierowane. Byłoby to ogromne święto sportu całego regionu — nie tylko Lublina, ale też całej Lubelszczyzny. Wydaje mi się, że w innych okolicznościach tym ludziom nie udało się nigdy razem ze sobą spotkać, porozmawiać, wymienić pewnymi doświadczeniami. Zresztą dobrze by było, żeby w ramach tej uroczystości, mieli szansę opowiedzieć o sobie ci, którzy zaniechali tych wypowiedzi przesyłanych do nas, którzy być może podejmują taką inicjatywę, żeby zacząć cokolwiek pisać. Ja zwykle apeluje do weteranów sportu, żeby chwytali za pióro, bo nie ma innego, bardziej wiarygodnego, przekonującego źródła, niż ich pamięć.

Red: Przejdźmy teraz do kwestii Wirtualnego Muzeum AZS. Czym jest i jakie materiały mogą znaleźć tam czytelnicy?

DS: Czymś, co jest bardzo charakterystyczne, jeśli chodzi o Wirtualne Muzeum AZS-u, jest tytuł projektu, w ramach którego to muzeum zostało zorganizowane. Mowa w tym tytule projektu o tym, że tworzymy muzeum i repozytorium, czyli taką część, którą odwiedzający oglądają z olbrzymią atencją, licząc na to, że spotkają tu coś ciekawego i spektakularnego, jeśli chodzi o sport np.: fotografię, druki plakaty — to rzeczywiście jest. Z punktu widzenia naukowości tego projektu, może bardziej istotne jest to, że poza muzeum strona oferuje kontakt z całą masą różnego rodzaju źródeł, które powinny być wykorzystywane do badań nad dziejami nie tylko AZS-u, ale całego sportu Polskiego zaczynając od początków XX. wieku — to się mieści w dziale pt. repozytorium. Tam źródła zostały podzielone w różny sposób. Pewną ideą, która jest ważna, jeśli chodzi o wyeksponowanie spraw związanych z porządkowaniem tej materii, to jest to, co legło u podstaw porządkowania materiałów, także na poziomie muzeum. Porządek nadany materiałom pomieszczonym w części muzealnej odpowiada niemal dokładnie porządkowi, który pojawia się w repozytorium. W części muzealnej mamy do czynienia z tekstami pomieszczonymi w takim dziale, trochę przekornie zatytułowanym „skrótem przez historię”. Teksty tutaj zawarte są pewnego rodzaju wprowadzeniem do kwestii szczegółowych. W dziale tym znajdują się sumaryczne teksty, prezentujące dzieje AZS-u od początków stowarzyszenia do współczesności. Tutaj także znajduje się rzecz niezwykle istotna, mianowicie pierwsze, jeśli chodzi o piśmiennictwo poświęcone AZS-owi próby pisania o poszczególnych środowiskach.

Red: Co było czynnikiem sprawczym powstania wirtualnego muzeum AZS?

DS: Trzeba podkreślić wyjątkowość tego związku sportowego. Nie ma takie, które popisywałoby się ciągłością trwającą ponad 100 lat. Druga sprawa to wyjątkowy charakter i związku i samych ludzi, którzy go tworzyli — to są polskie elity. Opowieść o historii AZS-u to nic innego jak opowieść o historii Polski. AZS to ludzie zaangażowani we wszystko, co patriotyczne, wzniosłe i związane z dochowywaniem wartości. System wartości w AZS-ie jest rzeczą zupełnie wyjątkową, ponad inne stowarzyszenia i organizacje sportowe z całym dla pozostałych szacunkiem. Gdyby mówić o wielkiej, antycznej idei Kalokagatii — równowagi między ciałem a przymiotami duszy, to w największym zakresie temu ideałowi służył zwykle AZS.

 

Dodaj komentarz

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej o plikach cookies znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.

Skip to content