I Bieg Dookoła Polski na łamach „Przeglądu Sportowego” cz. 3

Lublin na mapie najważniejszego, ogólnopolskiego wyścigu jest obecny się od jego zarania. Już podczas „I Biegu Kolarskiego Dookoła Polski” rozgrywanego we wrześniu 1928 r. stolica regionu była finiszem dla pierwszego i startem dla drugiego etapu zawodów, które dziś znamy pod nazwą Tour de Pologne i który znajduje się na liście wyścigów UCI World Tour czyli dwudziestu czterech najbardziej prestiżowych cykli kolarskich na świecie. Zapraszamy do lektury przedruku artykułu „Przeglądu Sportowego”, który ukazał się przy okazji pierwszej edycji Wyścigu.  

Jakie nowiny przyniesie dzień dzisiejszy: czy zawodnicy wyjdą zwycięsko z morderczej walki z przestrzenią, prażącym słońcem, wybojem szos i znużeniem po pierwszym dniu walk – oto pytanie, które gnębiło mnie kiedy wsiadłem do auta w Lublinie.

Po uroczystym wręczeniu przez wicewojewodę . Ludwika Krasińskiego 12-tu nagród ofiarowanych przez dowódcę korpusu, prezydenta miasta i innych, oraz po udekorowaniu szarfą lidera zwycięzcy pierwszego etapu – Michalaka z Legji warszawskiej na pryncypalnej ulicy Lublina, Krakowskim Przedmieściu odbył się o godz. 7:10 honorowy start puszczony przez pana wojewodę.

Właściwy start podobnie jak w Warszawie miał miejsce za przejazdem kolejowym, gdze po strzale oddanym o godz. 7m. 20 przez kpt. Zagoździnskiego zawodnicy ruszyli zbitą masą naprzód.

Nie zabrakło wśród nich nikogo z 71 zawodników, którzy przybyli wczoraj do Lublina, a w kilkadziesiąt minut po zejściu z siodełek spadli bez ruchu na kwaterach. Krzepiący sen, młodość, świetnych na ogół trening przygotowawczy i prawdziwie sportowy duch panujący w tej pełnej życia gromadzie sprawił, że zmęczenie wieczorne znikło niemal bez śladu i walka na drugim etapie była nie mniej zacięta niż ta jaką oglądaliśmy na drodze z Warszawy do Lublina.

Tuż za Lublinem zwarta grupa 25-ciu jeźdźców odrywa się od pozostałych i jedzie tak aż do Izbicy (70 klm. od Lublina). W Krasnymstawie ludność wylega na ulice in corpore wraz ze zwolnionymi ze szkół dziećmi: okrzykom entuzjazmu nie ma końca, a pod koła pędzących gigantów szosy padają kwiaty. Z resztą objawy zainteresowania i życzliwe serdeczności spotykają Bieg bez końca. W jakiejś małej wiosczynie pod Fajsławicami stara wieśniaczka częstuje bez powodzenia przejeżdżających olbrzymią pajdą chleba i pięknym kęsem kiełbasy; pod Krasnymstawem jakieś małe bobo sypiące kwiatki cudem wydostaje się z pomiędzy pędzących zawodników.

W Izbicy następuje w pierwszej grupie dalsze przesunięcie: Śliwiński (4), Gronczewski (8), Duszyński (5), Jednaszewski (26), Zieliński (77), Drańko (14), Popowski (10), Więcek (1), Matlak (76), Olszewski (17) odrywają się od pozostałych i wpadają niemal jednocześnie do Zamościa.

Tu nowa fala entuzjazmu. Bieg poza wypełnioną po brzegi ulicą wita wielki transparent: „Witajcie sportowcy”. Zawodnicy spleczeni żarem słońca co raz krzyczą: „wody! wody!”, której konwie są zużytkowane zarówno dla odświeżenia gardła, jak i dla improwizowanych pryszniców przyjmowanych przez jadących z całem zadowoleniem. Kwiaty i tutaj sypią się gęsto na ulicę, a punkt napojowy Sokoła cieszy się wielką frekwencją.

Tuż za Zamościem od wymienionej grupy odrywa się trójka: Więcek, Matlak, Jednaszewski. Ostatni nie dorównuje jednak klasą dwom pozostałym, a że jeszcze długi czas prowadzi w rezultacie, mimo braterskich wysiłków i dwukrotnego „dociągania” do nich, nie może wytrzymać tempa dyktowanego przez Więcka i odpada do drugiej grupy, depczącej o dobre dwa kilometry za liderami. Ci zawierają cichy pakt i prowadzą się nawzajem aż do 13-go kilometra przez Lwowem, gdzie Więcek tak świeży, jakby dopiero co bieg rozpoczął, poklepał Matlaka po przyjacielski po ramieniu i zarwał tempo, które na tak krótkim odcinku zdołało mu zapewnić aż trzy kilometry przewagi.

Na mecie zorganizowanej przez Tow. kolarzy i motorzystów przy rogatce Żółkiewskiej, panowała gorączka jeszcze większa niż w Lublinie. Kiedy przybył pierwszy motor z wieścią, że Więcek jest tuż tuż, ekspansywny tłum lwowski rozfalował się na dobre, aby wyładować się w pełni, gdy na metę wpadł o godz. 15 m.37 witany tuszem orkiestry zwycięzca etapu. Długo musieli czekać lwowianie na drugiego Matlaka, a jeszcze dłużej na pierwszego „krajana” Frossa, który zajął dopiero 26-e miejsce.

Z pośród wszystkich 71 zawodników, którzy wystartowali z Lublina, którzy wystartowali z Lublina na ciężki etapie lwowskim, wycofało się tylko 7-miu, Tomaszewski (80), Murawski (81) odpadli już na 10 klm. za Lublinem, pierwszy po zerwaniu łańcucha, drugi wskutek złamania widelca. Ptak (59) podzielił Puganiec (15), Pisarski (28) na 171 klm. i Burnicki (82) na 191 kilometrze. Ponadto Duszyński za Izbicą zasłabł do tego stopnia, że musiał przerwać bieg, ale potem dosiadł roweru i przybył jak widać na liście do Lwowa nie ostatni. Obecnie czuje się doskonale i obiecuje sobie nadrobić stracony czas na dalszych etapach.

Wyniki drugiego etapu / Przegląd Sportowy

Większość zawodników trapi porażenie skóry promieniami słonecznemi. Cierpią na tem ramiona a przede wszystkim nogi u niektórych czerwone jak raki. Niektórzy kolarze wspomagają się wzajemnie z solidarnością wprost wzruszającą. Do takich nierozłącznych par należą przede wszystkim numery: 54 i 55 – Wisznicki i Stefanski z Amatorów warszawskich. Razem reperują gumy, razem posilają się a do mety przybyli trzymając ręce wzajemnie na swych ramionach.

Z mety zawodnicy kierowani byli bezpośrednio do świetnie przygotowanych kwater w koszarach 5 pułku artylerii polowej, skąd po umyciu się i przebraniu udawali się grupkami na kolację do Lwowa.

Na ogół spaleni słońcem na brąz trzymają się świetnie. Jedynie sen ich morzy i dolegają odparzenia od siodełka. Ale dla takich sportowców wszystko to furda. Trzymają się świetnie, szczerzą białe zęby w uśmiechu i na pewno we śnie widzą jak i my wszyscy kibice, białą wstęgę szosy z majaczącą gdzie na horyzoncie Warszawy.

Lambert (Sokół Lublin) 

nr. 37 jest jednymy zawodnikiem Lublina. Przyznać należy, że jak dotychczas Lambert dzielnie reprezentuje kolarstwo lubelskie. W pierwszym etapie pomimo czterech gum i długiego czekania na pomoc, Lambert z ostaniego miejsca potrafił wysunąć się na 53-e, a w drugim bardzo ciężki – zawodnik ten zajął 41-sze miejsce. Zaznaczyć należy, że lublinianin nigdy w życiu nie stawał do biegu dłuższego niż 100 klm., a wiec te wyniki wróżą mu piękną przyszłość kolarską. Lambert liczy 18 lat.

Pisownia oryginalna
Źródło: Przegląd Sportowy, nr. 42 (387), Rok VIII, 13 września 1928 r.
Fot. Zbory Mai Lambert - Zamorowskiej/ Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu

 

 

Dodaj komentarz

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej o plikach cookies znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.

Skip to content