Spotkania ludzi, których niegdyś połączyła pasja do sportu zawsze są czymś wyjątkowym. Jeśli zaś w spotkaniu tym biorą udział osoby dzięki, którym lubelski sport miał szansę odrodzić się po pożodze wojennej lat 1939 – 1945, musiało mieć charakter nadzwyczajny. „Wieczór wspomnień” zorganizowano w październiku 1969 r. by uczcić dwudziestopięciolecie PRL, ale tło polityczne w tej sytuacji miało trzeciorzędne znaczenie. Inicjatorem spotkania był Stanisław Czarnecki, a na jego zaproszenie przybyli: Józef Madej, Stanisław Rudnicki, Tadeusz Marciniak, Stanisław Zalewski, Jan Gozdecki, dr Stanisław Garbalski, Zdzisław Czubaszek i dr Zdzisław Puchniarski.
Stanisław Czarnecki wspominał: „władze wojskowe skierowały mnie do Centralnego Domu Żołnierza w Lublinie, gdzie miałem organizować sport. Zaczęliśmy do piłki nożnej, boksu, siatkówki i koszykówki. Odnajdywali się działacze i sportowcy. Kompletowaliśmy sprzęt, Stasio Zalewski przekazał kilkanaście par rękawic bokserskich. Drużyna piłkarska rozgrywała mecze z kim tylko się dało”.
Józef Madej (pierwszy trener piłki nożnej w wyzwolonym Lublinie) dodaje: „pamiętam pierwszy mecz z Włochami. W koszarach przy ul. Lipowe przebywało kilka tysięcy jeńców włoskich. Skompletowali drużynę i chcieli grać z nami. Wygraliśmy 2:1. Mieliśmy wtedy tylko trzy pary butów i jedną piłkę. W sąsiedztwie stadionu znajdował się radziecki szpital. Ze zrozumiałych względów boisko piłkarskie było zamknięte. Nie bacząc na konsekwencje wybiliśmy otwór w murze i tędy wszyscy weszli na boisko. W drużynie lubelskiej grali wówczas m.in.: Skraiński, Czarnecki, Gajowiak, Rudnicki, Paprota, Różyło, Malinowski, Krajewski, Henio Rudzki – aktor teatru wojskowego. Mniej zależało nam na dobrym wyniku, a bardziej drżeliśmy o piłkę: żeby nie pękła, bo czym byśmy później grali. Nie zapomnę nigdy meczu w Zamościu z radzieckimi lotnikami. Zremisowaliśmy 2:2, a w Lublinie wygraliśmy 5:3*W naszej drużynie wystąpili aktorzy teatru: Bogdan Paprocki i Henryk Rudzki. W drodze do Zamościa spotkała nas przygoda: samochód zwalił się do rowu. Na szczęście wyszliśmy z tego wypadku cali i zdrowi Na miejscu umieszczono nas w obszernej izbie w której ziąb był niesamowity. Rozpaliliśmy ogień w piecu – ale nikt nie narzekał, że jest zimno. Jakiś żołnierz radziecki, prawdopodobnie był to wartownik, wszedł raptem do pokoju i całe nasze towarzystwo – jedni w mundurach wojskowych, inni w cywilnych ubraniach – wydało mu się mocno podejrzane. Szybko jednak wszystko zostało wyjaśnione i za chwilę przyszli inni żołnierze, którzy zaopiekowali się nami po przyjacielski. Jesienią 1944 r. obyło się w Lublinie kilka meczów: Polska – Włochy, Polska – Francja w piłce nożne i w boksie. Lublin przypominał wtedy istną Wieżę Babel. Przebywali tu jeńcy wojenni różnych narodowości, którzy podobnie jak Polacy garnęli się do sportu. Było to czymś naturalnym, skończyły się mroczne lata okupacji hitlerowskiej. Poprzez sportu wyrażaliśmy naszą radość, że jesteśmy wolni, że wróciło normalne życie”.
Jan Gozdecki wspominał zaś sport szkolny i akademicki: „chyba było to we wrześniu, może nawet wcześniej. Na Krakowskim Przedmieściu spotkałem kilku kolegów, siatkarzy AZS i MKS. Ustaliliśmy, że reaktywujemy klub AZS i drugi przy Centralnym Domu Żołnierza. Wkrótce dał o sobie znać Zbyszek Puchniarski, ostatni prezes MKS sprzed wojny. Pojawili się inni koledzy: Izdebski, Sobocki, Garbalski, Głuszek, Wójcik, Szczerbik, Miduch, Wyszyński. Zaczęliśmy trochę trenować a przede wszystkim grać. Mieliśmy tylko jedną piłkę. Gdzieś na strychu w Domu Żołnierza znaleźliśmy tablicę do koszykówki. I tak się zaczęło.. Jesienią przyjeżdżali do Lublina sportowcy z wyzwolonej już Pragi. Czasem przyszło grać o głodzie i chłodzie. Nikt się tym nie przerażał. Nasz zapał do sportu czynił wprost cuda. Bywało często, że najpierw graliśmy w koszykówkę a potem po krótkiej przerwie w siatkówkę. Nie było zawodników na zmiany ani takich rezerw w drużynie jak to jest teraz. W tamtych latach zdobywaliśmy pierwsze miejsce w mistrzostwach Polski klubów robotniczych OMTUR. Przypominam, że graliśmy wtedy w takim składzie: Puchniarski, Garbalski, Izdebski, Wysocki, Rudzinski, Gozdecki, Szczerbik, Dubaj, Drewnowski, Cieślinski. W lubelskiej prasie zamieszczaliśmy apele do mieszkańców o przynoszenie do klubu strojów sportowych.”
Spotkania tego rodzaju odbywają się do dziś. Warto je uwieczniać, lub też nagrywać/spisywać swoje własne wspomnienia. Osoby chętne do takiej współpracy zapraszamy do Centrum Historii Sportu, to miejsce najwłaściwsze to do tego, byśmy wspólnie odtwarzali dzieje lubelskiego sportu.
Źródło: Kurier Lubelski, 5.10.1969 r.